Zaraz nazajutrz po śmierci, sztuka uwieczniła jego pamięć. Rzeźbiarz Dalou przedstawił go w postaci leżącej na płycie granitowej. Blanqui odlany z bronzu leży jako pokonany, męczennik, człek zmarły. I hyba musi zamilknąć oszczerstwo, a zapanować jeno podziw na widok tej wychudłej, dobrotliwej twarzy, tego ramienia drobnego i ręki, co wpół zamarła, szuka jeszcze pióra, by bronić, radzić, oświecać.
Każdego uwagę musi zwrócić obraz tej siły wy czerpanej, tego męczennika życia, który jednocześnie sprawę swą wygrał i śpi teraz pod głazem cichy i spokojny w sumieniu.
I co roku przyjaciele, którzy nigdy nie wątpili, uczniowie, co pamiętają nauki i rady udzielane na pogadankach, drukowane w pismach ulotnych, przychodzą wierni zawsze tejżesamej idei filozoficznej i religii społecznej. Cmentarz roi się od obojętnych, a oni jedni może z niewielu obchodzą, z całą tkliwością serc dziecięcych, choć może szorstkim to wyrażają, rewolucyjnym językiem rocznicę zgonu swego „starego“, swego „dziadka“.
Nie często się trafia, by człowiek, co odszedł na zawsze, zostawił po sobie tak trwałą pamięć, tak głęboką cześć u ludzi, wśród których żył.
Pisałem to wszystko, by dać świadectwo prawdzie, by ułatwić poznanie tego zapoznanego, by oddać mu sprawiedliwość, jaką się winno każdemu.
Nieszczęściem Blanquiego było, że nikt nie dostrze-