cichych... Los mu zabrał wszystkie radości, dał ciągły ból i świadomość, że nikt go nie rozumie, ani nie kocha, więc na twarzy jego zjawił się cień... wydawał się obrażonym. Czyż to dziwne. A obok tego, wiemy przecież, że dusza ludzka może przenieść dwa tak sprzeczne uczucia jak rezygnacyę i bunt. Blanqui wobec siebie był pełen rezygnacyi, na zewnątrz jeno zachowuje gest protestu dzikiego. I rezygnacya ta czyni go jednym z największych stoików. Duch buntu starego Blanquiego zdrowy jest, potrzebny historyi, jak sól morzu. Nie chciał szczęścia dla siebie, nie przyjął za życie nagrody i dlatego większym mi się wydaje od świętych, co liczą się w duszy z rajem zagrobowym. Nie chciał ani pociechy, ani zapłaty, dumnie przyjął swój los bez pytania o odszkodowanie, jest mi tedy bohaterem czasów naszych, a wychodowały go ideały tesame, jakie wszyscy nosimy w piersiach.