jego ojca. Wspomnienie owo, zgoła nie sentymentalnie usposobiło urzędników włoskich. Zaraz poczęto go śledzić, badać, a wreszcie uwięziono. I nagle z pełnego słońca dostał się w szarzyznę półciemnej izby i w uszach ma dudnieć poczęły miarowe kroki klucznika, chodzącego po kurytarzu.
Ale chociaż nie zbyt zachwycone były władze nazwiskiem młodego podróżnika, chociaż coś podejrzywały, niepodobieństwem było trzymać go długo w więzieniu. Więc też jednego dnia drzwi się otwarły, kaźń zalało słońce i Blanqui poszedł dalej. Ale skrócił pobyt we Włoszech, zwrócił się ku Bordeaux, zwiedził to miasto, posunął się aż za granicę Hiszpanii i wyprażywszy się niezgorzej na słońcu palącem drogi wycięte w żywych skałach, powrócił do Paryża 9 sierpnia 1829 roku.
Literatura onych czasów namiętną jest i wojowniczą i pod tym względem zupełnie godzi się z polityką. Podczas trzydziestolecia wojen i rewolucyj ludzie całkowicie oddani akcyi politycznej i zawodowi wojennemu mało znajdowali pociągu do pracy umysłowej. Ale teraz pożądania owe, które dały życie nowym ideom, powstały w nowej formie, przejawiły się w nowych słowach i zakwitło życie umysłowe skoro jeno nastała cisza społeczna i wyczerpanie. I teraz dostrzeżono wielkość Chateaubrianda. Lamartine i de Vigny rozbrzmieli jak harfy o wieczorze letnim. Hugo rozpłomienił dusze. Młodzi nie zdatni do odgrywania roli na wielkim teatrze zgromadzeń publicznych, w ciałach prawodawczych i polach bitew połączyli się w kluby literackie po kawiarniach, wstąpili w szranki za i przeciw Jemapes i Austerlitz...