się przy ulicy de Lourcine I. 113, w domu zatraconym, niby łódź na oceanie, wśród rozłogów dzielnicy Port Royalu, gdzie same jeno widnieją mury szpitali i klasztorów. Oficyalnie zwie się to suszarnią, pracuje tam stale po kilka osób co dnia. Blanqui przychodzi każdego ranka do laboratoryum, a Martin Bernard każdej nocy i oznajmia swe przybycie zapomocą rzucania w szyby garści piasku. Potem drzwi się otwierają bez szelestu, przybyły niknie w czarnej sieni i po niedługiej chwili wychodzi znowu z workiem na plecach. Za moment już go nie widać, znikł wśród ciemności, jak przyszedł. Martin Bernard w ten sposób co nocy nosił proch na ulicę Dauphine, gdzie wylewano kule i robiono naboje, w domu pod I. 22 — 24. Niestety wyśledzono obie fabryki i pewnego dnia policya zastaje przy „zbrodniczem zajęciu“ należących do stowarzyszenia studentów i robotników. Wśród aresztowanych dnia 6 marca, jest i Blanqui, przychwycony w pomieszkaniu Barbésa. Komisarz pochwycił jego portfel. Na ten widok rzucił się nań Blanqui jak szalony, wydarł mu z rąk niemal wszystkie papiery i począł gryść i połykać. Ale i komisarz zdołał zdobyć kilka dokumentów, zresztą w papierach Barbésa znalazła się druga lista członków i oto w sierpniu posypały się kary, przy której to okazyi Blanqui skazany został na dwa lata więzienia. Został osadzony w więzieniu głównem w Fontevrault, w departamencie Maine-et-Loire, a żona osiadła w temże mieście wraz ze synem jedynym, bo drugie dziecko umarło. Blanqui odsiedział ośm miesięcy tylko, gdyż w roku 1837 amnestya zmieniła jego karę na przymusowe osiedlenie w Pontoise, gdzie zostawał pod dozorem policyjnym.
Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/92
Ta strona została przepisana.