im się ten rok, którego dni płynęły z pozoru tak wolno. Jakże kojąco przedstawiały się im we wspomnieniach te przechadzki.
Zaledwie Blanqui powrócił, w ciągu tego jeszcze roku 1838, kadry armii powstańczej zostały zapełnione. Wszyscy oczekują na swych posterunkach hasła do rozpoczęcia boju. Proch został zakupiony drobnemi ilościami dla uniknięcia podejrzeń, trwało to długo, ale nareszcie naboje gotowe. Braknie nieco broni, ale to rzecz drobna, w stanowczej chwili znaleźć ją można w składach. Wybuch rewolucyi oznaczony został na dzień 5 maja, potem wobec opozycyi Barbésa, na 12 maja. Zrazu przebywający w Aude Barbés nie usłuchał, gdy go wezwano do stolicy w marcu, musiano mu dopiero przypominać, iż przyrzekł stawić się na pierwszy sygnał. Wkońcu musiał przystać na propozycye Blanquiego i Martin Bernarda.
W onym roku, wedle słów Lamartina: Francya nudzi się! Paryż, jak zawsze rozgorączkowany polityką, czytający dzienniki, nie rozumie znaczenia powstania, ciekawi go znacznie więcej trwające już długo przesilenie gabinetowe. Pytanie kto stanie na czele rządu, Thiers, Molé, czy Guizot, jest dla Paryża nieskończemie ważniejsze. To też śmiałe przedsięwzięcie spełzło na niczem.
Na 12 maja przypadała niedziela. Blanqui sądził, że jest to dzień najodpowiedniejszy, z powodu małych oddziałów wojska na posterunkach i w prefekturze. Czekał on cały tydzień z rozpoczęciem, by skorzystać z rozmieszczania po stolicy nowych pułków, nie znających miasta, rozkładu ulic, przejść i zaułków. Oddział tysiąca ludzi, który miał rozpocząć, miał zająć przestrzeń pomiędzy