Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/111

Ta strona została przepisana.

wi, że pewnego razu trzech mężcyzn zstąpiło do państwa ciemności; jeden zwarjował, drugi oślepł, tylko trzeci Rabbi ben Akiba, wrócił zdrów i mówił, że spotkał tam samego siebie. Już nie jeden, powie pan, spotykał samego siebie, np. Goethe zazwyczaj na moście, albo też w przejściu z jednego brzegu rzeki na drugi, spoglądał sam sobie w oczy i nie warjował.
„Lecz wtedy było to tylko odzwierciadlenie jego świadomości, a nie prawdziwy sobowtór: nie to co nazwano „tchnieniem kości,“ — „Habal Garmin,“ o czem się mówi:“ „Jak schodził on w grób, nie ulegając zgniliźnie, w swych zwłokach, tak zmartwychwstanie w dzień sądu ostatecznego.“ Wzrok Hillela zatapiał się coraz głębiej w moich oczach
„Nasze prababki mówią o nim: mieszka on wysoko ponad ziemią, w izbie bez drzwi, o jednym tylko oknie, skąd porozumienie się z ludźmi jest niepodobieństwem; kto go zdoła oczarować i wysubtelnić, ten będzie samemu sobie dobrym przyjacielem.
„Co pozatem tyczy się Taroka, to pan wie wszystko tak dobrze, jak ja: dla każdego gracza karty mają inną wartość, lecz kto odpowiednio zastosuje atuty, ten wygra partję.
„Teraz jednak chodźmy? panie Zwak! Chodźmy, wypije „pan wszystkie wino mistrzowi Pernatowi, a dla niego samego nic nie zostanie.