Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/121

Ta strona została przepisana.

jako młody chłopiec, gdy nie mogłem nawet przeczuć, jaki jest stosunek Wassertruma do mnie, (jego wzrok przez sekundą spoczął na mnie badawczo) posiadłem ten dar. Kopano mnie nogąmi, bito, że niema chyba miejsca na moim ciele, któreby nie wiedziało, co to jest szalony ból, — głodzono mnie i pić nie dawano, aż stałem się nawpół niespełna rozumu i pożerałem zbutwiałą ziemię, lecz nigdy nie mogłem nienawidzieć tych, którzy mnie dręczyli. Poprostu nie mogłem. Nie było już więcej miejsca we mnie na nienawiść. — Czy pan rozumie? Cała moja istota była nią nasycona. Wassertrum nie uczynił mi nigdy nawet najmniejszej przykrości — chce przez to powiedzieć, że wtedy, gdy jako ulicznik rozbijałem się po ulicach, nigdy mnie nie uderzył ani popchnął, ani nigdy mnie nie zelżył, — a jednak wszystko co we mnie wre żądzą zemsty i wściekłością, wyło przeciw niemu. Tylko przeciw niemu.
„Zadziwiające jednak pomimo to, że jako dziecko, nigdy nie wypłatałem mu żadnego figla; gdy inni to robili, natychmiast się wycofywałem. Lecz całe godziny mogłem stać w przejściu bramy, ukryty za drzwiami, i przez szparę patrzeć nieruchomo w jego twarz, aż od niewytłomaczonego uczucia zemsty czarno mi się robiło w oczach. Przypuszczam, że wtedy właśnie położyłem kamień węgielny tego jasnowidzenia, które budzi się we mnie natychmiast, gdy wchodzę w styczność z istotami, a nawet rzeczami, co są z nim w jakimś związku. Wszystkie jego ruchy, sposób w jaki nosi chałat, jak bierze w rękę rzeczy, jak kaszle, jak pije i tysiące innych gestów: wszystkiego tego nieświadomie musiałem, nauczyć się na pamięć tak, aby wżarło mi się w duszę, abym wszędzie na pierwszy rzut oka z wszelką pewnością mógł rozpoznać jeqo dziedziczne ślady.
„Później stawało się to u mnie czasami prawie