Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/123

Ta strona została przepisana.

Lecz na szczęście tak nie jest. — Powiedziałem już panu, że niema we mnie już na nic więcej miejsca.
„Lecz niech pan nie myśli, że rozgoryczył mnie tak smutny los. (Co on uczynił z moją matką, dowiedziałem się o tem dopiero w późniejszych latach) — przeżyłem jedyny, dzień radości, dzisiaj już odległy i zaciemniony, co zresztą dozwolone jest każdemu śmiertelnikowi. Nie wiem czy pan zna wewnętrzną, prawdziwą, gorącą pobożność, — dotychczas również jej nie znałem, — lecz gdy w tym dniu, w którym Wassory sam sobie śmierć zadał, stałem na dole przy sklepie i widziałem, jak „on“ otrzymał tą wiadomość: przyjął ją „zdrętwiały“ jak laik nie znający prawdziwego teatru życia, całą godzinę stał bez czucia, wysunął troszeczkę wyżej ponad zęby swoją zajęczą szczękę i gdy wzrok tak jakoś, tak — tak, — tak jakoś specjalnie zagłębił w siebie, — — — — to uczułem zapach kadzidła od powiewu skrzydeł archanioła. — —
„Czy zna pan obraz Matki Boskiej Łaskawej w kościele Tyńskim? Tam rzuciłem się na ziemię i ciemność raju owionęła moją duszę.“ — — — —
Patrząc na Charouska, który tak stał a którego wielkie, rozmarzone oczy były pełne łez, wpadły mi na myśl słowa Hillela, jak niepojętą ciemnością osnuta jest droga, którą kroczą bracia śmierci.
Charousek mówił dalej: „Zewnętrzne okoliczności, które „usprawiedliwiają“ moją nienawiść albo które mogły by się wydawać zrozumiałe i mózgom wszystkich płatnych sędziów, zapewne nie będą dla pana ciekawe: fakty przedstawiają się jak kamienie milowe, a jednak są to tylko puste skorupy od jaj. Są one niby natrętny odgłos korków od szampana, co chyba tylko człowiek o słabym umyśle uważa za istotę uczty.
„Wassertrum zmuszał moją matkę wszelkimi piekielnymi środkami, jak to było jego przyzwyczajeniem, stosować s!ę do jego woli, — jeżeli