Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/135

Ta strona została przepisana.

wtedy dopiero zaczyna się życie. Niewiem, co on rozumiał pod wyrazem „życie“, ale ja czuję niekiedy, że pewnego dnia stanę się jakby „przebudzona“ — chociaż nie mogę sobie wyobrazić w jakim stanie. Cuda muszą ten stan poprzedzać, tak sobie zawsze myślę.
„Czyś już przeżyła jaki cud, ża tak na cud oczekujesz? pytały mnie często przyjaciółki, a gdym mówiła, że nie — naraz robiło się im wesoło, jakby pewne były zwycięztwa. Niech mi pan powie, panie Pernat, czy pan może rozumieć takie serca? Że ja jednak cuda przeżyłam, choć malutkie, — bardzo malutkie, — oczy Mirjam błyszczały, — „tego nie chciałam przed niemi zdradzić“ — — —
Łzy radości niemal zagłuszały jej słowa. „— ale pan mnie zrozumie: często, tygodnie całe, miesiące nawet“ — Mirjam mówiła po cichu — żyliśmy cudami. Kiedy, już nie było w domu chleba, ale to ani kawałeczka — wtedy wiedziałam: godzina się zbliża. — Wtedy siadałam — ot tu! i w napięciu ducha czekałam, czekałam, aż mi od bicia serca oddech się zatrzymywał. A wówczas, gdy mię to nagle porywało, zbiegałam na dół, tędy owędy chodziłam po ulicach, spiesznie jak tylko mogłam, aby na czas być w domu, zanim ojciec powróci. I za każdym razem znajdowałam pieniądze. Raz mniej, raz więcej, ale zawsze tyle, że mogłam zakupić to co konieczne. Nieraz leżał na środku ulicy gulden; widziałam, jak świecił zdala, ludzie deptali po nim, poślizgiwali się, ale żaden go nie zauważył. — Niekiedy stawałam się tak zuchwała, że nie wychodziłam z domu pierwej, aż przedtem przeszukałam podłogę w kuchni, jak dziecko, śledząc czy z nieba nie spadły pieniądze lub chleb.
Jakaś myśl przeleciała mi przez głowę — i z radości musiałem się uśmiechnąć.
Dostrzegła mój uśmiech.
„Niech się pan nie śmieje, panie Pernat“ —