pragnę; to co mogę zdobyć jest dla mnie obojętne — bezwartościowe — jak pył. Gdy sobie pomyślę, że mogłyby kiedy nadejść czasy, w których musiałabym znów żyć bez tych cudów,“ widziałem jak palce jej kurczyły się, i naraz mną zaszarpał ból i żałość „to zdaje mi się, że teraz już umieram w obliczu jeno takiej czystej możliwości.“ „Czy to jest powód, dla którego pani sobie życzy, aby się cuda nigdy nie działy?“ badałem. „Tylko po części. W tem jest jeszcze coś innego. Ja, ja — namyślała się chwilkę, „nie dojrzałam jeszcze do tego, aby przeżywać cuda w takiej formie, ot co jest — jakże to panu wytłumaczyć? Niech pan tylko, jako przykład, wyobrazi sobie, jakbym od wielu lat miała co noc ten sam sen, snujący się wciąż nieustannie; w tym śnie ktoś, powiedzmy, mieszkaniec innego świata poucza mnie i pokazuje mi nietylko na własnem mojem odbiciu zwierciadlanem i na wszystkich jego odmianach, jak jestem daleką od dojrzałości magicznej, aby przeżywać jakiś „cud“; lecz daje mi również co do zagadnień rozumowych, które mnie czasami w ciągu dnia zajmują, oświetlenie w taki sposób, że w każdej chwili mogę to wypróbować. Pan mnie zrozumie. Taka istota zastępuje komuś zamiast szczęścia wszystko, o czem można tylko na ziemi pomyśleć; to jest dla mnie most, który mnie łączy z „zaświatem;“ to drabina Jakóba, po której mogę się wznosić ponad szarzyznę codzienności ku światłu, to mój przewodnik i przyjaciel; w nim jest całe me zaufanie, że nie zabłądzę w szaleństwie i mroku na tej ponurej drodze, po której kroczy moja dusza; wierzę mu, gdyż on jeszcze nigdy mię nie zawiódł. Potem naraz, naprzekór wszystkiemu, co mi ten mój przewodnik powiedział, jeden „cud“ pokrzyżował moje życie! Komuż mam teraz wierzyć? Czy to, co wypełniało mi nieprzerwanie tyle minionych lat, było złudzeniem? Gdybym miała o tem wątpić, wpadłabym w bezdenną przepaść. A jednak
Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/160
Ta strona została przepisana.