Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/169

Ta strona została przepisana.

Nie słuchała wcale, co jej na to odpowiedziałem. „Wogóle kobiety są dla mnie zupełnie nie interesujące. Naturalnie, niech pan nie bierze tego za pochlebstwo: ale istotnie, sama blizkość sympatycznego mężczyzny jest dla mnie milszą, niż najbardziej zachęcająca rozmowa z kobietą, nawet dwakroć roztropniejszą. Wreszcie to wszystko co my między sobą gadamy, jest to przecież takie głupstwo! Najwyżej: — trochę stroju — i — Mody nie zmieniają się przecież tak często. — — Prawda, jestem lekkomyślną? zapytała nagle zalotnie.“ Tak, że ja opętany jej czarem — musiałem zapanować nad sobą, aby nie chwycić jej głowy w swe ręce, — i nie ucałować jej w szyję. — „Niech pan powie, że jestem lekkomyślną! przysunęła się jeszcze mocniej i przytuliła się do mnie. Wyjechaliśmy z alei do lasku, z krzewami owiniętymi w słomiane chochoły; witych osłonach wyglądały one, jak tułowie potworów o ramionach i głowach odciętych. Ludzie siedzieli na ławkach w słońcu, spoglądali za nami i przysuwali do siebie głowy. Chwilę milczeliśmy i oddawaliśmy się naszym myślom. Jak zupełnie inną była Angelina, niż dotychczas w mojej wyobraźni! Jak gdyby dzisiaj dopiero zamieniła się dla mnie w rzeczywistość. Czy istotnie była to ta sama kobieta, którą kiedyś spotkałem w katedrze? Nie mogłem odwrócić wzroku od jej wpół-otwartych ust. Teraz milczała. Zdawało się, że w duchu ogląda jakiś obraz. Powóz skręcił w wilgotną łąkę. Czuć było zbudzoną ziemię. „Wie pani — — — pani — —?“ „Niech mnie pan nazywa Angeliną“ — przerwała mi po cichu. „Wiesz, Angelino, że całą dzisiejszą noc, śniłem o tobie? wtrąciłem pospiesznie. Uczyniła mały szybki ruch, jak gdyby chciała wyciągnąć do mnie ramię, i spojrzała na mnie zdziwiona. „Nadzwyczajne! a ja o tobie! I w tej chwili myślałam o tem samem.“ Znów rozmowa się przerwała i oboje się zaczerwieniliśmy, żeśmy śnili jedno i to samo.