Nie, nie czekać ani chwili dłużej. Jakieś uspokojenie zapanowało we mnie, żem się nie poddał żadnym nowym pokusom.
Spojrzałem do koła. Co jeszcze miałem do zrobienia?
Prawda: pilnik! Schowałem go do kieszeni — chciałem go rzucić gdziebądź na ulicy, jak to sobie świeżo postanowiłem.
Nienawidziłem tego pilnika. Nie wiele brakło, a stałbym się przez niego mordercą.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Któż to znowu mi przeszkadza?
To był tandeciarz.
„Tylko na chwilę, panie Pernat — prosił bez ceremonji, gdym mu powiedział, że nie mam czasu. Tylko na małą chwileczkę. Tylko parę słów.
Pot lał mu się z twarzy — a dreszcz przenikał go ze wzburzenia.
„Czy można tu z panem mówić bez przeszkody, panie v. Pernat? Nie chciałbym żeby ten — ten Hillel znów tu powrócił. Niech pan lepiej zamknie drzwi, albo idźmy do drugiego pokoju“ — i pociągnął mnie tam w swój zwykły, gwałtowny sposób za sobą.
Potem obejrzał się ostrożnie kilka razy dokoła i szepnął nieco raźniej:
„Rozważyłem sobie, wie pan, — to wszystko na nowo. Tak jest lepiej. Nic z tego nie będzie. Dobrze! Co przeszło to przeszło.“
Starałem się czytać w jego oczach. — Wytrzymał mój wzrok, ale ręką mocno się oparł o poręcz krzesła, takiego to wymagało napięcia.
„Bardzo mnie to cieszy“ — rzekłem w sposób możliwie najżyczliwszy — życie jest i tak bardzo przykre — i nie trzeba go sobie zatruwać nienawiścią.
„Naprawdę — pan mówi, jakby czytał z drukowanego!“ — rzekł, z odetchnieniem, zaczął czegoś szukać w kieszeni od spodni i znów wyjął