bujących. Oddawna, gdym widział jak smutny stoi przed sklepem, w głębi serca wołało mi coś, abym do niego podszedł i milcząc rękę mu uścisnął.
Przed paru dniami, gdym przechodził ulicą, przywołał mię do siebie, ofiarował mi pieniądze i tak umożliwił mi kupienie kostjumu na raty.
A wiesz pan, panie Pernat, kto był moim dobroczyńcą?
Z dumą to mówię, bo od dawna byłem jedyny, co przeczuwał, jak złote serce uderza w jego łonie — to był pan Aron Wassertrum! — — — — Zrozumiałem naturalnie, że Charousek uplanował sobie jakąś komedję z tandeciarzem, choć nie mogłem zrozumieć, do jakiego to dąży celu; niewskazaną bądź jak bądź wydawało mi się rzeczą nieufnego Wassertruma trzymać w półmroku. Charousek odgadł oczywiście z mej miny, co myślę; szyderczo kiwnął głową, — i w najbliższych słowach zapewne chciał mi powiedzieć, że dobrze zna swego człowieka — i wie, ile ten może wytrzymać.
„Tak jest! Pan — Aron — Wassertrum! Serce mi niemal pęka z żalu, że mu sam powiedzieć nie mogę, jak mu jestem nieskończenie wdzięczny — i błagam cię, mistrzu Pernat, nie zdradź mię przed nim nigdy, że ja tu byłem i żem to panu opowiadał. — Wiem, że egoizm ludzki obudził w nim gorycz — i głęboką, nieuleczalną, lecz niestety prawowitą nieufność zasadził w jego piersi.
Jestem psychiatrą, ale moje poczucie mi powiada, że najlepiej będzie, jeżeli p. Wassertrum nigdy się nie dowie — nawet z moich ust — jak ja wysoko go oceniam. Byłoby to: wątpliwości zasiać w tem nieszczęśliwem sercu. A to niechaj będzie jaknajdalej odemnie. Lepiej niech mię sądzi za niewdzięcznego.
Mistrzu Pernat! Ja sam jestem nieszczęśliwy i od dziecinnych lat żyję samotny i opuszczony na tym szerokim świecie. Nie znam nawet nazwiska
Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/185
Ta strona została przepisana.