Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/194

Ta strona została przepisana.

„Od jak dawno hrabina jest w stosunkach z Saviolim?
Byłem na coś podobnego przygotowany — i nie drgnęły mi rzęsy.
Zręcznie chciał mnie za pomocą krzyżowych pytań zawikłać w sprzeczności, ale, choć mi serce od zgrozy pękało w piersi, nie zdradziłem się — i wciąż twierdziłem, żem nigdy nie słyszał nazwiska Savioli, z Angeliną byłem zaprzyjaźniony jeszcze za życia mego ojca — i że ona nieraz zamawiała u mnie gemmy i kamee.
Czułem jednak dobrze, że radca policyjny domyślał się, jak go okłamuję — i wewnętrznie pieni się z wściekłości, że nic ze mnie wydobyć nie może.
Chwilę rozmyślał, potem pociągnął mnie za palto, ostrzegawczo wskazał palcem na lewy stół i szepnął mi do ucha:
„Atanazy! Twój nieboszczyk ojciec był moim najlepszym przyjacielem. Chcę cię ocalić, Atanazy. Ale musisz mi powiedzieć wszystko o hrabinie. — Słyszysz: wszystko!“
Nie rozumiałem, co to miało znaczyć.
„Co pan chce przez to powiedzieć, że pan chce mię ocalić — zapytałem głośno.
Bryłowata noga gniewnie tupnęła w podłogę. Radca policyjny z nienawiści zszarzał na obliczu. Wargi podniósł do góry. Czekał. Wiedziałem, że wnet na nowo atak rozpocznie — (jego system oszałamiania przypominał mi Wassertruma) i również czekałem. Koźla twarz posiadacza bryłowatej nogi, jak przyczajona wynurzyła się z pod pulpitu — — wówczas radca policyjny wykrzyknął mi nagle przeraźliwym głosem:
„Morderca!“
Stałem niemy z oszołomienia.
Koźla twarz ponuro znów się wcisnęła pod pulpit.
I pan radca policyjny spojrzał na mnie; zasta-