Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/202

Ta strona została przepisana.

czułością wysuszył papier i z powrotem schował go pod prycze.
„Pan Pernat, pan Pernat — mruczał tym czasem bezustannie Lois, wybałuszywszy oczy jak ktoś, co zobaczył widmo.
„Państwo, jak widzę, znają się ze sobą — powiedział ten, który się jeszcze nie czesał — a który to zauważył — mówił zaś pokręconym djatektem czeskiego wiedeńczyka — i szyderczo oddał mi pół ukłon: „Pozwolą panowie, że się przedstawię. Nazywam się Vossatka. Czarny Vossatka, — — — Podpalenie“ — dodał o jedną oktawę głębiej, z pewną dumą.
Uczesany zaś plunął przez zęby, popatrzył na mnie chwilę pogardliwie, wskazał na swe piersi i rzekł lakonicznie:
„Włamanie“.
Milczałem.
„No, a o co pan jest podejrzany, że się pan tu znalazł, panie hrabio? zapytał mnie wówczas wiedeńczyk.
Po chwili namysłu rzekłem spokojnie.
„Morderstwo dla rabunku“.
Obaj, rzekłbyś, stanęli odurzeni. Szyderczy wyraz twarzy zniknął — ustępując bezgranicznemu zachwytowi i poważaniu. Obaj niemal jednocześnie krzyknęli: „Reszpekt, reszpekt!“
Spostrzegłszy, że ja żadnej uwagi na nich nie zwracam, wcisnęli się w kąt z powrotem — i szeptem rozmawiali ze sobą.
Raz tylko uczesany podszedł ku mnie, milcząc spróbował muskułów mego przedramienia — i kiwając głową, odszedł do swego przyjaciela. „Pan przecie też jest tutaj, jako podejrzany o zabójstwo Zottmana“ zapytałem Loisa niespodzianie. Kiwnął głową. „Już dawno.
Znów kilka godzin upłynęło.
Zamknąłem oczy i udawałem śpiącego.