Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/209

Ta strona została przepisana.



MAJ.

Na pytanie, jaką dziś mamy datę — — słońce tak żarzyło jak w połowie lata, a zmęczone drzewo na podwórcu puściło kilka pączków — dozorca więzienny z początku milczał, a potem mi szepnął, że jest 15-ty Maja. Właściwie nie powinien był mi tego mówić, gdyż niewolno rozmawiać z więźniami — zwłaszcza ci, którzy jeszcze się nie przyznali do winy, muszą być utrzymywani w nieświadomości co do czasu.
Zatem całe trzy miesiące byłem już w więzieniu, a jednak ciągle żadna wiadomość nie doszła mnie ze świata.

Gdy nadchodził wieczór, łagodne dźwięki klawikordu dochodziły poprzez zakratowane okno, które teraz z powodu gorących dni bywało otwarte.
Jak mię objaśnił jeden z więźniów, grała córka odźwiernego.
Dzień i noc marzyłem o Mirjam.
Co się z nią dzieje?
Czasami miałem pocieszające uczucie, jakoby moje myśli przenikały do niej i stały u jej łoża, w czasie snu uśmierzającą dłoń kładąc jej na skroniach. Potem znów w chwilach beznadziejności, gdy jeden po drugim z moich towarzyszów więziennych wzywany był na posłuchanie — tylko ja nie — dręczyła mnie głucha trwoga, że może ona już dawno umarła.
Wtedy zadawałem losowi pytania, czy ona żyje czy nie, czy jest zdrowa czy chora — i wróżba