Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/215

Ta strona została przepisana.

„W każdym razie dziękuje panu i waszym dzielnym towarzyszom jaknajserdeczniej — rzekłem wzruszony i uścisnąłem mu rękę. „Kiedy minie ten ciężki dla mnie czas, pierwszą dla mnie rzeczą będzie wszystkim wam okazać wdzięczność.
„To niepotrzebne — rzekł przyjacielsko Wencel. „Jak pan postawi parę szklanek Pilznera, z wdzięcznością przyjmiemy, ale nic więcej. Pan Charousek, który teraz jest naszym skarbnikiem w bataljonie, opowiadał nam już, że pan potajemnie czyni dobrodziejstwa. Mamże mu co powiedzieć, jeżeli za parę dni znów wyjdę?“.
„Proszę — rzekłem szybko — proszę — niech pan mu powie, żeby zechciał iść do Hillela i zawiadomić go, jak jestem niespokojny o zdrowie jego córki Mirjam, Pan Hillel niechaj ciągle na nią baczy. Czy zapamięta pan nazwisko: Hillel.
„Hirrel?
„Nie: Hillel
„Hiller?
„Nie: Hil-lel.
Wencel nie mało języka sobie nałamał na tem niemożliwem dla Czecha imieniu, ale w końcu owładnął jego wymową z kwaśnym grymasem.
„I jeszcze jedno: żeby Charousek — bardzo gorąco o to go proszę — dowiedział się o „szlachetnej damie“ wszystko, co tylko może. Już on będzie wiedział, co to za jedna.
„To pan pewnie myśli o tej hrabskiej muszce, co to migdaliła się z Niemcem, drem Sapoli. — O, ta już się rozwiodła i pojechała sobie z dzieckiem i drem Sapoli.
„Pan to wie napewno?
Czułem jak mi głos zadrżał. Choć radowałem się wielce z powodu Angeliny — to jednak serce mi skurczyło się na chwilę.
Ileż to ja dla niej przecierpiałem trosk — a teraz — — — byłem zapomniany.