Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/248

Ta strona została przepisana.

Wassertrum, nie pozostał kamień na kamieniu! Wszystko zrównane z ziemią: sklep tandeciarza, suteren Charouska — — — wszystko, wszystko!
„Człowiek przechodzi tedy jak cień“ przypomniały mi się słowa, które kiedyś czytałem.
Zapytałem robotnika, czy nie wie przypadkiem, gdzie mieszkają ludzie, którzy się stąd wyprowadzili; czy może zna! archiwarjusza Szemajaha Hillela?
Niks dajcz! była odpowiedź.
Dałem temu człowiekowi florena; natychmiast niemał zaczął rozumieć po niemiecku, ale nie mógł mi dać żadnego objaśnienia.
Również żaden z jego towarzyszów.
Może u „Loisiczka“ można by się czegoś dowiedzieć? Loisiczek był, jak mówiono, zamknięty; dom odnawiano.
A więc obudzić kogo w sąsiedztwie? Czy można?
„Tak szeroko i daleko tu wkoło nawet kot nie mieszka“ mówił robotnik. Administracyjnie zakazane. Wedle tyfusu.
„A „Ceber“? Chyba otwarty.
„Ceber zamknięty.
„Napewno?
„Napewno.
Na chybi trafi wymieniłem nazwiska handlarzy i trafikantów, którzy tu w okolicy mieszkali; wymieniłem też imiona Zwaka, Vrieslandera, Prokopa...
Wszyscy kiwali głowami. Nie, nie.
„Może który z was zna Jaromira Kwasniczkę?
Robotnik nasłuchiwał.
„Jaromir? Głuchoniemy?
Dusza moja się radowała. Bogu dzięki. Przynajmiej jeden znajomy.
„Tak jest, głuchoniemy. Gdzie mieszka?
„Czy to ten, co wycina obrazki? Z czarnego papieru?
„Tak — to on. Gdzież go mogę spotkać?
Robotnik, o ile mógł najdokładniej, opisywał