Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/252

Ta strona została przepisana.

„Czy Mirjam była chora?“ Narysowałem flaszkę lekarstwa.
Potrząśnięcie głową. Znów przyłożył Jaromir skroń do ramienia.
Świt jasny rozwidnił izbę, płomienie gazowe gasły jedne po drugich i ciągle jeszcze nie mogłem uchwycić, co znaczyły gesty Jaromira. —
Dałem pokój. Rozważałem.
Jedyna rzecz, która mi pozostała do zrobienia, to jak najwcześniej iść na żydowski ratusz — i tam się poinformować, dokąd mogli wyjechać Hillel i Mirjam.
Ja muszę jechać za niemi. —
Milcząco siedziałem przy Jaromirze. — Niemy i głuchy jak on.
Gdym po pewnym czasie spojrzał, zauważyłem, że wycina z papieru nożyczkami sylwetki.
Poznałam profil Rozyny. Podał mi obrazek poprzez stół, położył rękę na oczach i — — płakał sobie cicho.
Potem naraz powstał — i chwiejnym krokiem — bez pożegnania — wyszedł z kawiarni. — — —

Archiwarjusz Szemajah Hillel pewnego dnia bez żadnej zasady przestał przychodzić — i nigdy nie powrócił; córkę swoją również zabrał ze sobą: gdyż i jej nikt już nigdy nie widział od owego czasu: tak mi powiedziano w żydowskim ratuszu. To było wszystko, czego się mogłem dowiedzieć.
Nie miałem żadnego śladu, któryby mi wskazywał, dokąd się udali.
W banku mi oświadczono, że moje pieniądze ciągle jeszcze sądownie są obciążone — i z dnia na dzień oczekuje się możności ich wypłacenia na moje ręce. —
A więc i spadek po Charousku musiał iść drogą urzędową — i z gorącą niecierpliwością ocze-