żenie z kolorowych baśni. Potem skrycie budzi się we mnie znów podanie o widmowym Golemie, owym sztucznym człowieku, którego niegdyś tutaj w mrokach ghetta pewien rabin, znawca kabały, utworzył z elementów i przywoływał go do automatycznego bezdusznego bytu, szepcąc przez zęby magiczne słowo liczebne. I jak ów Golem drętwiał natychmiast w posąg gliniany w chwili, gdy tajemniczą sylabę jego życia cofał swemi usty zaklinacz: tak niewątpliwie sądzę, tracą swój byt duchowy wszyscy ci ludzie, skoro tylko w mózgu u jednego zagasło jakiekolwiek nikłe wyobrażenie, podrządna dążność, może zbyteczne przyzwyczajenie, u innego zaś tylko głuche oczekiwanie jakiejś rzeczy całkowicie niezrozumiałej i całkowicie pozbawionej treści. — Przytem co za nieustanne straszliwe zasadzki i podstępy w tych istotach! Nigdy nie widzi się tych ludzi przy pracy, jednak budzą się o pierwszym brzasku dnia i czekają z zapartym oddechem jak na ofiarę, na coś, co nigdy nie nadchodzi. Jeżeli istotnie kiedyś powstaje pozór, jakby ktoś wchodził w ich obrąb, ktoś bezsilny, co to mogliby go opanować: wówczas spada na nich nagle paraliżujący strach, odpędza ich z powrotem do nor, tak iż drżąc odstępują od zamiaru. Nikt nie wydaje się dość słaby, by im odwagi starczyło dla opanowania jego niemocy.
„Zwyrodniałe, bezzębne, dzikie zwierzęta, którym odebrano siłę i oręż,“ — powiedział Charousek powolnie i spojrzał się na mnie.
Jakim sposobem mógł on wiedzieć, o czem myślałem? Czasami tak mocno urabiamy swoje myśli, że one mogą, jak latające iskry, przeskoczyć w mózg stojącego w pobliżu.
„ — — — z czego oni mogą żyć?“ — spytałem po chwili.
„Żyć? z czego? — niejeden z nich jest miljonerem.
Spojrzałem na Charouska. Co on myślał, mó-
Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/26
Ta strona została skorygowana.