Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/263

Ta strona została przepisana.

ślił się głęboko. Pernat? Wysoki, szczupły, miał ciemne włosy — i krótko strzyżoną brodę?
„Tak — tak! To dosłowna prawda.
„Miał wtedy ze 40 lat. Wyglądał jak — — Jego książęca mość nagle spojrzał na mnie zdumiony.
„Czy pan dobrodziej nie jest jego krewny?
Zezowaty znów się przeżegnał.
„Jak? krewny? skądże? Śmieszne przypuszczenie. Nie. Interesuję się nim tylko. Może pan jeszcze coś o nim wie? mówiłem spokojnie, choć czułem, jak mi serce się zamraża.
„Jeżeli się nie myle, to swego czasu uchodzil on za warjata. Raz twierdził, że nazywa się — — niech pan zaczeka — — hm — tak! Luponder. — A potem znów podawał się za niejakiego — Charouska!“
„Ani słowa prawdy! wtrącił zezowaty. Charousek żył rzeczywiście. Mój ojciec niejedne 1000 flor. po nim odziedziczył.
„Co to za człowiek? zapytuję półgłosem markiera.
„Jest to przewoźnik rzeczny, nazywa się Czamrda. — Co się tyczy Pernata, to przypominam sobie tylko — albo przynajmniej sądzę, że on w późniejszych latach ożenił zię z piękną, smagłocerą żydówką.
„Mirjam! powiedziałem sobie i byłem tak podniecony, że ręce mi się zatrzęsły i więcej grać nie mogłem.
Przewoźnik się przeżegnał.
„Ale cóż to się z panem dziś dzieje, panie Czamrda? pytał zdziwiony markier.
„Pernat nigdy nie żył! krzyczy zezowaty. Ja w to nie wierzę.
Natychmiast postawiłem temu człowiekowi koniak, aby był rozmowniejszy.
„Są znowu ludzie, co mówią, że Pernat ciągle jeszcze żyje“ wygadał się w końcu przewoźnik —“