jak słyszę jest wycinaczem grzebieni[1] i mieszka na Hradczynie.
„Gdzie na Hradczynie? Przewoźnik żegna się.
„No, mieszka właśnie tam. Mieszka, gdzie żaden żywy człowiek mieszkać nie może: przy murze pod ostatnią latarnią.
„Czy pan zna jego dom, panie — panie — Czamrda?
„Za nic w świecie nie chciałbym tam pójść, protestował zezowaty. Za kogo pan mnie ma? Jezus Marja Józef!
„Ale drogę na górę może mi pan zdaleka, pokazać, panie Czamrda?
„To — i owszem“ mruczy przewoźnik. Jeżeli pan chce czekać, do szóstej rano, to popłynę w dół Wełtawą. Ale ja panu nie radzę. Spadnie pan do Jeleniego Jaru i połamie pan kark i wszystkie kości. O przenajświętsza Matko Boża!
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
O pierwszym brzasku porannym wychodzimy razem. Świeży wiatr powiewa od rzeki. Z oczekiwania zaledwie czuję grunt pod sobą,
Nagle wynurza się przedemną dom na Staroszkolnej ulicy.
Każde okno znów rozpoznaję: pokrzywioną rynnę na dachu, kraty w oknach, gzymsy kamienne świecące jak tłuszcz słoniny.
„Kiedy ten dom się palił? pytam zezowatego. Ze zdumienia zasyczał mi w uszy.
„Palił się? Nigdy!
„A jednak! Wiem napewno.
„Nie palił się.
„A przecie ja wiem doskonale. Chce się pan założyć.
- ↑ Kameen schneider i Kamm schneider: gra wyrazów niepodobna do naśladowania.