Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

„Jak on wspaniale i prędko nauczył się mowy złodziejskiej!“ i Vrieslander roześmiał się głośno i zanucił:

„Und stock — en sich Aufzug
und Pfiff
„Und schmallen an eisernes
G’süff.
„Juch, —
„Und Handschuhkren, Harom net san — — —

„Tę osobliwą śpiewkę co wieczór grzechoce u Loisiczka myszugen Neftali Szafranek z zielonym daszkiem, a wyszminkowana kobieta gra na harmonice i mruczy tekst — objaśnił mnie Zwak. Musisz też kiedy iść z nami do tego szynku, mistrzu Pernat! Może później, kiedy skończymy poncz. Jak pan sądzi? Dla uczczenia dzisiejszego dnia pańskich urodzin.
„Tak jest. Chodź pan z nami później — rzekł Prokop — i zamknął okno. Trzeba to zobaczyć.
Potem wypiliśmy gorący poncz i oddaliśmy się swoim myślom.
Vrieslander wycinał jakąś marjonetkę.
„Jozue — przerwał ciszę Zwak — wyście nas formalnie odcięli od świata zewnętrznego! Od chwili, gdyście zamknęli okno — nikt ani słowem się nie odezwał.
„Myślałem właśnie, gdy tu przed chwilą nasze palta zaczęły się kołysać, jakie to dziwne, że wiatr porusza rzeczy martwe! szybko odpowiedział Prokop, jakby chciał usprawiedliwić swe milczenie. Jest to zdumiewające, gdy nagle zaczynają się trzepotać przedmioty, które zazwyczaj leżą bez życia. Nie prawdaż? Widziałem kiedyś, jak na pustym podworcu wielkie strzępy papieru — choć nie czułem wcale wiatru, gdyż stałem osłonięty domem — goniły się w kółko z wściekłością i ścigały się wzajemnie, jakby sobie śmierć zaprzysięgły. Chwile później zdawały się uspokojone, gdy naraz napadła je