Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/42

Ta strona została przepisana.

umarłych i uczynić je widzialnemi. Dzisiejsi badacze twierdzą, że posługiwał się latarnią magiczną.
„Tak, żadne wyjaśnienie nie jest dość średniowieczne, jeżeli u współczesnych nie znajdzie poklasku“ — pewny siebie rzecze Zwak. — „Jak gdyby cesarz Rudolf, który całe życie zajmował się takiemi rzeczami, nie przejrzał natychmiast takiego kuglarstwa! Właściwie nie wiem, skąd pochodzi baśń o Golemie, ale to wiem, że owo coś, co umrzeć nie może, istnieje i że jego istnienie związane jest z tą dzielnicą. — Z pokolenia w pokolenie mieszkali tu moi przodkowie, lecz nikt nie zna tylu, co ja — rzeczywistych i zasłyszanych wspomnień o periodycznych zjawach Golema.
Zwak nagle zamilkł i razem z nim czułeś, jak jego myśli cofały się wstecz ku czasom zamierzchłym i ubiegłym.
Gdy z podniesioną głową siedział przy drzwiach, a w blasku światła lampy jego czerwone młodzieńcze policzki odcinały się dziwnie od siwych włosów, mimowoli porównywałem jego twarz z maseczkami jego kukiełek, które mi pokazywał tak często. Dziwne, jak ten starzec był do nich podobny. Ten sam wyraz i ten sam owal twarzy.
Są na świecie rzeczy, które nie mogą się wyzwolić same od siebie. I rozpatrując losy Zwaka, uważałem za rzecz niesłychaną, żeby człowiek taki jak on, który otrzymał wychowanie lepsze niż jego przodkowie i który mógł być doskonałym aktorem powrócił nagle do brudnego pudła marjonetek, aby włóczyć się po jarmarkach i wykonywać lalkami niezręczne ukłony, przedstawiając senne przygody tych lalek, które jeszcze jego przodkom były źródłem zarobkowania. —
Rozumiałem, że nie był w stanie rozstać się z niemi; żył ich życiem, a gdy się od nich oddalał, zamieniały się one w jego myśli, zamieszkiwały w jego mózgu i nie dawały mu spokoju, póki nie po-