Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/53

Ta strona została przepisana.

Jednak tak, jak wówczas miałem świadomość tej twarzy.
Ja to sam się nią stałem i leżałem na kolanach Vrieslandera i patrzyłem dokoła. Oczy moje wędrowały po pokoju, a jakaś obca ręka poruszała moją czaszką.
Potem naraz zobaczyłem wzburzoną twarz Zwaka i usłyszałem jego słowa: „Na miłość Boską — to Golem!“
Powstała krótka walka i chciano siłą wyrwać Vrieslanderowi rzeźbę, lecz ten się bronił i wołał ze śmiechem: „Czego wy chcecie — to jest zupełnie, ale to zupełnie nieudane“. Obrócił się, otworzył okno i wyrzucił głowę na ulicę. Wtedy straciłem przytomność i pogrążyłem się w ogromną ciemność, poprzez którą snuły się złote nici, i gdy po długim, długim, jak sądzę, czasie obudziłem się, usłyszałem przedewszystkiem dźwięk spadającego na chodnik drzewa.
„Tak pan twardo spał, że nie zauważył, jak go trząśliśmy — powiedział mi Jozue Prokop — ponczu już niema, wszystko pan popsuł; — gorący ból tego, co przedtem słyszałem, opanował mnie znowu i chciałem wołać, że nie śniło mi się wcale to com opowiadał, o książce Ibbur, chciałem wyjąć ją z kasetki i pokazać ją kolegom.
Ałe te myśli nie mogły dojść do słowa i powstrzymać ogólnego nastroju, jaki porwał moich gości.
Zwak otulił mnie siłą w palto i zawołał: „Mistrzu Pernat! chodź z nami do Loisiczka, to ożywi siły pańskiego ducha!