Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Być może, że z powodu tej żelaznej dyscypliny — powstała nazwa „bataljon“.
Ściśle, pierwszego Grudnia — w rocznicę nieszczęścia, które spotkało starca, odbywała się w nocy u Loisiczka oryginalna uroczystość. Głowa przy głowie stali tutaj stłoczeni koło siebie: żebracy, włóczęgi, alfonsi, bazarki, pijanice i próżniacy — i panowała cisza, jak w czasie nabożeństwa.
Wtedy dr. Hulbert opowiadał im z tego kąta’ w którym teraz siedzi oboje muzykantów, tuż pod potretem Jego Cesarskiej Mości — Historję swego życia: jak się przebijał przez nędzę aż cel osiągnął, jak to później stał się zeń Rector magnificus i td. Gdy zaś dochodził do miejsca, kiedy z bukietem róż wszedł do pokoju swej młodej żony — aby uczcić dzień jej urodzin oraz pamięć tej godziny, w której ostatecznie ją pozyskał i w której stała się jego ukochaną żoną: wtedy za każdym razem głos odmawiał mu posłuszeństwa i równocześnie z płaczem gwałtownym głowę opuszczał na stół. Zdarzało się wtedy czasami, że jakaś ladacznica, wstydliwie i pokryjomu, kładła mu w rękę — aby nikt tego dostrzec nie mógł — na pół zwiędły kwiatek. —
Długi czas jeszcze nikt ze słuchaczy się nie poruszał. Ludzie ci są twardzi do płakania, ale oczy spuszczali ku ziemi i niepewnie kręcili palcami.
Pewnego ranka znaleziono d-ra Hulberta martwym na ławce nad rzeką Wełtawą. — Zdaje się, że zmarzł.
Widzę jeszcze dzisiaj jego pogrzeb przed sobą. Bataljon czynił co mógł, aby wszystko wypadło z największą paradą.
Na czele szedł pedel uniwersytecki w szacie uroczystej: na ręku nosił czerwoną poduszkę ze złotym łańcuchem na niej — — a za karawanem w nieprzerwanym szeregu „batalion“ bosy, brudny, w łachmanach i w poszarpanym przyodziewku. Jeden z nich