posprzedawał wszystkie swoje resztki — i obwinął sobie ciało, nogi i ręce kawałkami starych gazet.
Tak mu ostatni hołd złożyli:
Na grobie jego, na cmentarzu, stoi dziś biały głaz, na którym wyryte trzy figury: zbawiciel ukrzyżowany między dwoma łotrami. — Nieznana ręka postawiła ten pomnik, Jak przypuszczają — żona nieboszczyka. — — — — — — — — —
Jednak w testamencie zmarłego uczonego prawnika — przewidziany był legat na zasadzie którego każdy z „bataljonu“ w południe otrzymuje u „Loisiczka“ bezpłatną zupę; dla tego celu wiszą tu przy stole łyżki na łańcuchu — a wydrążone na powierzchni stołu małe niecki zastępują talerze. O godzinie dwunastej przychodzi kelnerka z wielką blaszaną sikawką, rozlewa zupę w niecki — a jeżeli kto nie może dowieść, że należy do „batalionu“ — z powrotem szprycą zabiera zupę.
O tym stole szeroko po całym świecie rozchodziły się wieści, jako o rzeczy nadzwyczaj zabawnej.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Wrażenie hałasu w lokalu obudziło mnie z letargu. Ostatnie słowa, które mówił Zwak, przewiały jakoś ponad moją świadomością. Widziałem jeszcze, jak poruszał ręce, by pokazać sikawkę, co wylewa i wsiąka płyn, poczem obrazy jęły się przed mojemi oczami rozwijać tak szybko i automatycznie, a jednak z taką upiorną wyrazistością — że chwilami zapomniałem zupełnie o sobie i zdawało mi się że jestem kółkiem w jakimś żyjącym zegarze. —
Cała izba wyglądała, jak jeden kłąb ludzkich istot. W górze na estradzie: tuziny panów w czarnych frakach. Białe mankiety, świecące pierścienie. Dragoński mundur z szamerunkiem. W głębi kapelusz damski ze strusiemi piórami barwy łososiowej.
Po przez sztachety poręczy — jak młody byczek — patrzył swoją wykrzywioną gębą — Lois. — Spojrzałem: zaledwie mógł się trzymać prosto. I Ja-