Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/71

Ta strona została przepisana.

Wszelka rzecz na ziemi — niczem innem nie jest, jeno symbolem, przyodzianym w proch. — Jak ty myślisz okiem? Wszelką formę, którą spostrzegasz, myślisz okiem. Wszystko, co zgęstniało do formy, było przedtem istotą widmową. —
Czułem, że te pojęcia, co dotychczas siedziały w moim mózgu jak na kotwicy, zerwały się i jak okręty bez steru pognały po bezbrzeżnem morzu.
Pełen spokoju Hillel mówił dalej:
„Kto jest przebudzony, ten nie może już umrzeć; sen i śmierć są dla niego tem samem.
„— już nie może umrzeć? — głuchy ból mną zaszarpał.
„Dwie ścieżki biegną w dal obok siebie: droga życia i droga śmierci. Otrzymałeś księgę Ibbur i czytałeś ją. Dusza twoja stała się ciężarna duchem żywota“ — słyszałem jego słowa.
„Hillelu, Hillelu, daj mi iść drogą, którą idą wszyscy ludzie: drogą śmierci! Dziko we mnie krzyczało wszystko.
Twarz Szemajaha Hillela stała się nieruchoma z powagi:
„Ludzie nie kroczą żadną drogą, ani drogą życia, ani drogą śmierci. Pędzą jak plewy w wichrze. W Talmudzie stoi: „Zanim Bóg stworzył świat, postawił zwierciadło przed istotami. Istoty widziały w niem duchowe cierpienia bytu i rozkosze, jakie z nich wynikają. Więc jedni wzięli na się cierpienie. Ale inni wzbraniali się — i tych Bóg wykreślił z księgi żywota. „Ty idziesz pewną drogą — i wkroczyłeś na nią z wolnej woli, — choć może sam teraz o tem już nie wiesz. Jesteś powołany sam przez siebie! Nie trap się: stopniowo, gdy przychodzi poznanie, przychodzi też wspomnienie.
Poznanie i wspomnienie — to jedno i to samo.
Przyjacielski, prawie miłościwy ton, który zabrzmiał w mowie Hillela, przywrócił mi spokój,