Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/82

Ta strona została przepisana.

„Niech pan zapomni, najserdeczniej błagam Pana — przynajmniej dopóki tutaj jesteśmy — o sytuacji w jakiej mię Pan kiedyś widział — mówiła z pewnem zażenowaniem — choć nie wiem nawet, co pan o takich sprawach myśli — —“.
„Stary już jestem, ale ani razu w życiu nie miałem tyle pychy, aby pozwolić sobie być sędzią swoich bliźnich! — oto jedyna rzecz, którą powiedziałem.
„Dziękuję Panu, mistrzu Pernat“ — rzekła mi ciepło i szczerze — A teraz niech P. słucha cierpliwie, czy P. nie, mógłby mi w moich wątpliwościach, dopomóc albo przynajmniej rady jakiej udzielić“.
Czułem, jak ją dzika trwoga opanowuje. Głos jej drżał.
„Wówczas — — w pracowni — — — wówczas ze straszliwą świadomością, błysła mi pewność, że ten okropny ludożerca śledzi mię nieustannie z rozmysłem. Już od paru miesięcy zauważyłam, że gdziekolwiek pójdę — czy to sama — czy ze swoim mężem — — czy — — czy z doktorem Savioli zawsze bezecna zbrodnicza twarz tego tandeciarza gdzieśkolwiek krąży w mojem pobliżu. We śnie czy na jawie prześladują mnie jego zezowate oczy. Jeszcze nie masz żadnego znaku, któryby świadczył, co on zamyśla, ale tem bardziej dręczy mię trwoga po nocy: kiedy poczuję jego pętlę na szyi.
„Początkowo dr. Savioli chciał mię uspokoić, drwiąc, co wogóle mógłby tam zrobić taki nędzny tandeciarz jak Aron Wassertrum — co najwyżej chodzi tu może o jakie błache wyciśnięcie pieniędzy lub coś podobnego. Uważałem jednak, że zawsze gdy zabrzmiało imię Wassertrum — wargi jego stawały się prawie białe. Czuję, dr. Savioli ukrywa przedemną, jakąś tajemnicę, aby mnie uspokoić, — coś straszliwego, co albo on albo ja mogę zapłacić życiem. —
I oto dowiedziałam się tajemnicy, którą on starannie chciał przede mną zasłonić: że tandeciarz wie-