Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

szeroka w biodrach i piersiach, wielka samica normandzka o jasnych włosach i rumianej cerze.
Tonem stanowczym odezwała się:
A, to był Cezar, — no i cóż nowego mi powiesz?
Mężczyzna, chłopak nędzny, o smutnym wyrazie twarzy odburknął:
Ja? nic nowego, zawsze to samo.
On nie chce ?
Nie chce...
Cóż zatem robisz?
Czy ja wiem sam co robić?
Idź do proboszcza.
Dobrze, pójdę...
Ale idź zaraz.
Dobrze, pójdę zaraz.
Popatrzyli chwilę na siebie, on trzymał ciągle dziecko na rękach, uścisnął je znowu i oddał na ręce dziewczyny.
Na horyzoncie, między dwoma domostwami widać było pług ciągniony przez konia i mężczyznę idącego za pługiem. Na tle ciemniejącego wieczornego nieba przesuwali się obaj, koń i człowiek, lekko jak cienie.
Kobieta zaczęła na nowo.
A więc cóż mówi twój ojciec?
Mówi że nie chce.
Dlaczego nie chce?
Chłopak wskazał ruchem głowy dziecko, które posadził z powrotem na ziemi, potem wzro-