fermę na siebie, staje się równym swemu dawnemu panu.
Cezar idąc z batem w ręce rozmyślał głęboko ciężko stąpając sabotami oblepionymi błotem.
Zapewne, pragnął poślubić Celestynę, wziąść ją razem z dzieckiem, była bowiem kobietą jakiej potrzebował. Nie umiałby wprawdzie określić dlaczego ale był pewnym swojego wyboru. Wystarczało mu tylko spojrzeć na nią by być o tem przekonanym, aby się czuć dziwnym, całkiem poruszonym, jakby ogłupiałym ze zadowolenia. Przyjemnem mu było nawet uciszać dziecko Wiktora, bo było i jej zarazem. Bez nienawiści też patrzał na daleki profil człowieka, który popychał przed sobą pług daleko na kraju horyzontu.
Ale ojciec Amable przeciwnym był temu małżeństwu, sprzeciwiał się mu z zaślepieniem kaleki, z gwałtownym uporem. Nadaremnie Cezar krzyczał mu do jednego ucha, przez które jeszcze nieco słyszał:
Będziemy się dobrze opiekować ojcem zapewniam cię że to jest dobra dziewczyna, pracowita, oszczędna.
Stary powtarzał zawsze: póki ja żyję nie zobaczę tego nigdy.
I nic nie mogło go poruszyć i osłabić jego uporu. Jedna tylko pozostawała dla Cezara nadzieja. Ojciec Amable czuł lęk przed proboszczem lęk powodowany blizkością śmierci, którą czuł, że nadchodzi. Zresztą nie obawiał się tak bardzo ani Boga, ani djabła, ani piekła, ani czyśtca, o
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.