w milczeniu, uważając by nie zejść ze ścieżki wydeptanej w śniegu przez poprzedników.
W przechodzie przez wieś, kilka osób przyłączyło się do orszaku i procesya ta wydłużyła się w nieskończoność, wijąc się na drodze zaledwie widocznej jak żywy różaniec o ruchomych czarnych paciorkach, falujący na białem tle krajobrazu.
Przed domem narzeczonej liczna grupa oczekiwała nadejścia narzeczonego. Zjawienie się go przyjęto okrzykami. Wkrótce potem wyszła Celestyna ubrana w niewielką suknię, okryta w mały czerwony szalik na ramionach, ustrojona w kwiat pomarańczowy we włosach.
Każdy dopytywał się Cezara:
A gdzież jest twój ojciec?
Odpowiadał zakłopotany.
Nie może się nawet ruszyć, ma jakieś boleści.
Wieśniacy ze złośliwym uśmiechem kiwali niedowierzająco głową.
Skierowali się ku merostwu. Z tyłu za przyszłymi małżonkami jedna wieśniaczka niosła dziecko Wiktora, jakby rozchodziło się o chrzest, wieśniacy zaś teraz parami, trzymając się pod ręce szli po śniegu, kołysząc się jak szalupa na morzu.
W małym domku municypalności, mer połączył narzeczonych, potem zaś ksiądz swoją koleją połączył ich w skromnym domie Bożym. Przemawiając od ołtarza obiecywał im błogosła-
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.