Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

datku na robotnika. Żona jego niejednokrotnie mu powtarzała:
Jeszcze sobie w końcu zrobisz co złego.
Zapewniam cię że nie, jestem do tego przyzwyczajony, odpowiadał.
Jednego atoli wieczoru wrócił tak zmęczony, że musiał się położyć nie zjadłszy nawet wieczerzy. Nazajutrz wstał wprawdzie o zwyczajnej godzinie, nie mógł atoli jeść mimo, że pościł dnia poprzedniego i wśród południa zmuszony był się położyć na nowo. W nocy chwycił go gwałtowny kaszel; i przewracał się na posłaniu gorączkując, z rozpaloną głową, o suchym języku, dręczony palącem pragnieniem. Pod wieczór poszedł jeszcze zaglądnąć na pola, ale nazajutrz musiano zawołać lekarza, który znalazł go bardzo chorym, konstatując zapalenie płuc.
I już więcej nie opuścił swojej ciemnej niszy, która mu służyła za legowisko. Z głębi tej dziury słychać było jego kaszel, jego oddech dyszący, jego przewracanie się. Ze świecą trzeba było wchodzić do tej ciemnicy, ażeby go zobaczyć, ażeby mu podać lekarstwo, lub stawiać bańki. Spostrzedz wtedy było można jego wynędzniałą twarz, okoloną długim zarostem, ponad którą zwisała i powiewała koronka gęstej pajęczyny poruszana powietrzem. A ręce chorego leżące na szarem sukiennem pokryciu zdawały się należeć już do nieżyjącego.
Celestyna pielęgnowała go z niespokojną ruchliwością, podawała mu lekarstwa, przykładała