Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiktora wyciągniętego pod nakryciem. Wtedy stary kaleka wrócił się spokojnie, postawił świecę z powrotem na stole i wyszedł jeszcze raz na podwórze.
Celestyna ukończyła sprzątanie, uśpiła swe dziecko, poustawiała wszystko na swojem miejscu i czekała tylko na powrót starego, żeby położyć się przy boku Wiktora. Oczekiwała siedząc na stołku, zwiesiwszy bezczynnie ręce i patrząc bezmyślnie w przestrzeń.
Gdy nie wracał, niespokojnie i ze złością szepnęła do siebie:
Ten stary próżniak gotów nas jeszcze podpalić.
Wiktor odezwał się z głębi swojego legowiska:
Będzie już godzina jak wyszedł, idź na dwór i zobacz czy nie zasnął na ławce przed drzwiami.
Celestyna wstała, wzięła światło i wyszła zasłaniając świecę ręką, by lepiej widzieć. Nikogo jednak nie zobaczyła przed drzwiami, — ławka zaś była pustą. Także przy stodółce, gdzie stary lubił siadywać czasami — nie zastała nikogo.
Gdy już miała wracać, podniosła przypadkiem oczy na wielką jabłoń stojącą u wrót podwórza i spostrzegła nagle dwie nogi ludzkie, które zwisały na wysokości jej twarzy.
Przestraszona okropnie krzyknęła: Wiktorze! Wiktorze! Wiktorze!
Na ten krzyk przybiegł Wiktor, — ona jednak nie mogąc mówić z przestrachu, wskazała mu