— Całkiem szczęśliwy?
— W zupełności.
— Twoja żona?
— Przemiła! — Kocham ją więcej jak kiedykolwiek. — Spostrzegłem atoli, że się zarumienił, wydawał mi się zakłopotanym jak gdyby obawiał się dalszych pytań tej treści... Wziąłem go pod ramię, wciągnąłem go do pierwszej lepszej kawiarni, pustej jeszcze o tym czasie, siłą prawie posadziłem go i w twarz, w twarz zapytałem:
— Słuchaj no mój stary René! powiedz ty mi prawdę.
— On wyszeptał: Ależ nie mam ci nic do powiedzenia.
— Głosem stanowczym odrzekłem: to nieprawda. — Ty jesteś chorym, chorym na serce zapewne i nie śmiesz nikomu wyjawić tej tajemnicy. Widoczne, że jakieś zmartwienie trawi cię. Mnie jednak powiesz. — Mów, czekam.
Zarumienił się jeszcze bardziej i szeptał, odwracając głowę:
— Ależ głupstwo! To ja jestem... to ja jestem waryat...
Widząc że milczy, zacząłem: No, zobaczymy, mów.
Wtedy gwałtownie, jak gdyby wyrzucał z siebie myśl go trapiącą, nie wyznaną jeszcze, zawołał:
— Ach, mam żonę, która mnie zabija, oto wszystko.
Nic nie rozumiałem. Jesteś przez nią nie-
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.