pójdziemy pogawędzić po bulwarze tak jak niegdyś. — Ty nam przebaczysz ten wybryk... chłopięcy — nieprawdaż? — Zostawiam ci zresztą pana Delabarre.
Młoda kobieta uśmiechając się i podając mi rękę, odrzekła: tylko nie zatrzymuj mi go pan zbyt długo.
I oto po chwili trzymając się pod rękę znaleźliśmy się na ulicy. Za każdą cenę chcąc się przecież coś dowiedzieć, zapytałem go: No, zatem powiedz mi co takiego się stało? On atoli przerywając mi nagle dalsze pytanie i tonem niezadowolenia człowieka spokojnego, którego bez powodu się zaniepokoiło, odpowiedział: Ach, mój stary, dajże mi już raz spokój z temi pytaniami. Potem półgłosem, jakby mówiąc sam do siebie i z pewnem przekonaniem ludzi, którzy powzięli mądre postanowienie, dodał: Zanadto głupie to było, pozwolić się zabijać w ten sposób.
Nie nalegałem już więcej. Poczęliśmy gawędzić o różnych rzeczach. — Nagle, zaszeptał mi do ucha:
A gdybyśmy tak poszli na dziewczęta? Hę?
Począłem się śmiać do rozpuku. Jak chcesz.
Chodźmy mój stary.