Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/060

Ta strona została uwierzytelniona.

najmniejszy szelest, targana obawą i dziwną trwogą na najmniejszy trzask ognia palącego się na kominku.
Czekałam jedną godzinę, dwie godziny, czując rosnącą w sercu mojem nieznaną trwogę, takie przerażenie jakiegobym nie życzyła nikomu z najbardziej zbrodniczych ludzi. — Gdzie było moje dziecko? Co ono robiło?!
Około północy posłaniec przyniósł mi list od mojego kochanka. — Umiem go jeszcze na pamięć.
Czy syn pani powrócił? — Ja go nie odszukałem. Czekam na dole, nie chcę wchodzić o tak późnej godzinie.
Napisałam na tym samym kawałku papieru ołówkiem,
Jan nie powrócił. — Trzeba, żebyś go pan znalazł.
Całą noc spędziłam na fotelu w oczekiwaniu. Dochodziłam już do szaleństwa, porywała mię chęć krzyczeć, to znowu gdzieś biedz, lub tarzać się po ziemi. Nie poruszyłam się atoli nawet, czekałam i czekałam. — Co się stanie? — Chciałam odgadnąć, chciałam się dowiedzieć... Nie byłam wstanie jednak nic przewidzieć, mimo szalonych wysiłków mej myśli i głębokiej męczarni duszy.
Obawiałam się teraz, ażeby się oni nie spotkali. Coby uczynili? Jakby postąpił mój syn. Straszne wątpliwości szarpały mną, dziwne przypuszczenia roiły się w mej duszy.