jaciel, pisywał do mnie codziennie przez te lat dwadzieścia, ja jednak ani na sekundę widzieć go nie chciałam, bo zdaje mi się, że gdyby powrócił, równocześnie z nim spostrzegłabym, zjawiającego się mojego syna. Mój syn! Mój syn! — Czy on żyje? Czy też już nie żyje... Gdzie się on podziewa. Może tam za wielkiemi morzami w jakim tak dalekim kraju, którego mi nawet nazwa jest nieznaną.
Czy myśli on jeszcze kiedy o mnie? Och, gdyby on wiedział! Och, jak są dzieci okrutne! Czy on rozumie na jakie straszne cierpienie mnie skazał, na jakie tortury mnie wystawił, wówczas jeszcze młodą i życia pełną, aż do ostatnich dni moich, mnie, swoją matkę, która go tak kochałam, całą potęgą mego macierzyńskiego uczucia. Przecież to jest straszne.
Powiedz mu pan to wszystko. Powtórzysz mu pan moje te ostatnie słowa:
„Moje dziecię, moje drogie dziecię! bądź mniej surowym dla biednych istot. Życie samo jest już dość okrutnem i surowem. Moje drogie dziecię, pomyśl, jakie było życie twojej matki, twojej biednej matki od chwili kiedyś ty ją opuścił. Moje drogie dziecię, przebacz jej, kochaj ją teraz skoro już nie żyje, albowiem odcierpiała jedną z najbardziej strasznych kar“.
Dyszała drżąca, jak gdyby mówiła do swojego syna stojącego przed nią. Poczem dodała:
Powiesz mu pan jeszcze, że nie widziałam tamtego...
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.