Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

Zrozumiałem zaraz, że wszystko należało do niego, a nie do kogo innego, że miał swój charakter, swój apetyt, swoje spodnie, „swoje“ sam już nie wiem co, ale własne, absolutnie własne. Następnie, z miną zadowoloną rozglądał się naokoło. Podano mu jego czarną kawę, on zaś znowu zawołał:
Moją gazetę!
Pytałem sam siebie: jaka to będzie, ta jego gazeta. Tytuł jej odkryje mi zapewne jego opinje, zasady, upodobania, naiwności.
Garson przyniósł Temps. Byłem zdziwiony. Dlaczego Temps, dziennik poważny, doktrynerski, wpływowy?? Myślałem sobie:
Przecież to musi być mądry człowiek, o usposobieniu poważnem, regularnych zwyczajach, w końcu porządny mieszczanin.
Włożył na nos złote okulary, rozparł się i zanim zaczął czytać, rzucił jeszcze raz wzrokiem naokoło siebie. Spostrzegł mnie i odrazu począł mi się w sposób natarczywy i żenujący przyglądać. Miałem już zamiar zażądać od niego wytłomaczenia tej obserwacyi, gdy nagle zawołał do mnie od swego stolika:
Tam do dyabła, przecież to Gontran Lardois.
Odrzekłem:
Tak, panie, nie pomylił się pan.
Wstał gwałtownie z krzesła i zbliżył się do mnie z wyciągniętemi rękoma:
Ach, jak się masz, mój stary?