Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

Byłem zakłopotany, nie poznawałem go wcale. Wyszeptałem:
Ależ... dobrze... a pan?
Zaczął się śmiać:
Założę się, że mnie nie poznajesz?
Zupełnie nie... Jednak zdaje mi się...
Uderzył mnie ręką w ramię:
No, no, bez blagi. Jestem Patience, Robert Patience, twój kolega.
Poznałem go. Tak, był to Robert Patience, mój kolega z kollegium. Uścisnąłem rękę, którą mi podawał:
A ty, ty jak się masz?
Ja, doskonale!
Uśmiech jego był pełen tryumfu.
Zapytał mnie:
A ty, co tu porabiasz?
Objaśniłem go, że jako inspektor finansów jestem na objeździe.
Wskazując na moją dekoracyę:
A więc, powiodło ci się?
Tak, wcale nieźle, a tobie?
Och! mnie, bardzo dobrze!
A ty czem się zajmujesz?
Ja, prowadzę interes.
Robisz pieniądze?
Duże, bardzo duże, jestem bardzo bogaty. Przyjdźże jednak do mnie jutro w południe na śniadanie, ulica Krucza, 17, zobaczysz moje urządzenie.
Przez chwilę zdawał się wahać, poczem zapytał: