I ożeniłem się z nią. Kochałem ją szalenie, jak tylko kochać można marzenie. Prawdziwi kochankowie bowiem, ubóstwiają naprawdę tylko marzenie wcielone w kobietę.
A potem mój drogi jedyne głupstwo jakie zrobiłem, było to, że dałem mojej żonie nauczyciela języka francuzkiego.
Kochałem ją dopóty, dopóki męczyła słownik i kaleczyła gramatykę.
Nasze rozmowy były wówczas bardzo proste. Odkrywały mi one niezwykły wdzięk istoty, nieporównaną elegancyę jej ruchów, była ona dla mnie cudownym, mówiącym klejnocikiem, żywą lalką do całowania, umiejącą zaledwie wyliczyć to co kochała, wydawać czasem parę dziwnych okrzyków, wypowiedzieć w sposób kokieteryjny, zaledwie zrozumiały i oczekiwany, swoje wrażenia, albo mało skomplikowane uczucia.
Podobną była bardzo, do tych pięknych zabawek, które wymawiają „Papa“ i „Mama“, w sposób „paapa i maamau“.
Czyż mogłem sądzić, że....
Teraz ona mówi... mówi źle, bardzo źle, Robi tyleż samo błędów.... ale można ją zrozumieć. Tak, rozumiem ją, wiem.... znam ją...
Potargałem moją laleczkę ażeby zajrzeć do środka.... i zobaczyłem. No i teraz mój drogi trzeba z nią rozmawiać.
Ach, ty nie znasz przekonań, idej, teoryj, jakie ma młoda, dobrze wychowana Angielka,
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.