Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

w rodzaju modlitwy, a zarazem coś tak wielkiego, co można porównać ze starożytnem a wzniosłem: Ave, Caesar, morituri te salutant!
Gdy skończyli, poprosiłem moją sąsiadkę, żeby teraz ona sama zaśpiewała jaką balladę, lub jaką opowieść, zresztą co chce, bylebyśmy mogli zapomnieć o naszych obawach. Zgodziła się i zaraz jej jasny i młody głos zabrzmiał wśród nocy. Śpiewała zapewne coś smutnego bo dźwięki ciągnęły się długo, wychodziły powoli z jej ust i trzepotały się jak zranione ptaki, ponad falami.
Morze wzbierało i biło silnie w skorupę okrętu, ja jednak nie myślałem, jak tylko o tym głosie. Mimowoli przyszły mi na myśl syreny. Coby powiedzieli marynarze, gdyby w tej chwili przepływali na barce blizko nas? Umysł mój zmęczony, począł marzyć. Syrena! Czyż istotnie nie była syreną, ta dziewczyna morza, która zatrzymała mię na tym robaczywym okręcie, mogącym lada chwila być pochłoniętym przez fale.
Nagle wszyscy pięcioro stoczyliśmy się gwałtownie na pokład. Marie-Joseph przechylił się nagle na prawy bok. Angielka upadła na mnie, ja ją chwyciłem w moje ramiona i szalenie, bezświadomie, nie zdając sobie sprawy co czynię, sądząc że nadeszła ostatnia moja chwila, całowałem jej usta, oczy i włosy. Okręt więcej nie poruszył się, a my również nie ruszaliśmy się wcale.
Anglik zawołał: Kate! Ta którą trzymałem w objęciach, odrzekła „Yes“ i zrobiła ruch, aże-