Otóż jednego wtorku, gdy cały ranek spędziłem na słuchaniu opowiastek cioci Kloci, zamierzyłem popołudniu pójść znowu zobaczyć ciocię Klocię i pochwalić się przed nią nazbieranymi razem ze służącym orzechami w lesie poza fermą Noirpré.
Pamiętam to wszystko tak dokładnie jakby to wczoraj się stało.
Otwarłszy atoli drzwi od garderoby spostrzegłem starą szwaczkę leżącą na ziemi obok jej stołka, twarzą do ziemi, ręce rozłożone, w jednej trzymającą jeszcze igłę, koszulę w drugiej. Jedna z jej nóg w niebieskiej pończosze, wyciągniętą była pod stołkiem, okulary zaś błyszczały pod ścianą, potoczywszy się daleko od niej. Uciekłem z przeraźliwym krzykiem. Wszyscy się zbiegli i po chwili dowiedziałem się że ciocia Klocia nie żyje.
Nie potrafię opisać mojej głębokiej, wzruszającej i strasznej boleści, która ścisnęła moje dziecięce serce. Wolnym krokiem zszedłem do salonu i ukryłem się w ciemnym kącie, w głębi wielkiej i starodawnej niszy, gdzie uklęknąwszy rzewnie płakałem. Niewątpliwie, długo to trwało bo noc nadeszła.
Nagle zaświecono w salonie, mnie jednak nie zauważono, ja zaś posłyszałem że mój ojciec i matka rozmawiają z lekarzem którego poznałem po głosie.
Wkrótce bowiem posłano po niego i właśnie on wyjaśniał przyczyny tego wypadku. Ja zre-
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.