— Ja się z tego nie śmieję. Poszukaj proboszcza i przedstaw mu nasze położenie. Zapewne nudzi się wściekle, to przyjdzie, powiedz mu jednak, że musimy mieć przynajmniej jedną kobietę, kobietę comme il faut, rozumie się, jesteśmy bowiem wszyscy chłopcy zacnego rodu. Powinien znać na palcach swoje parafianki. Jeśli jest między niemi jaka możliwa dla nas, a dobrze weźmiesz się do tej sprawy, z pewnością ci nie odmówi.
— O czem ty właściwie myślisz Marchas?
— Mój drogi Garens, ty potrafisz dobrze się z tym załatwić. Będzie to nawet bardzo zabawne. Umiemy żyć, do kroćset! Będzie to oznaką wielkiej dystynkcyi, nadzwyczajnego szyku. Wymień nasze nazwiska proboszczowi, pobudź go do śmiechu, rozczul, oblaguj go, byleś go zdecydował!
— Nie, to niemożliwe.
Przybliżył swój fotel, a że znał ten urwisz moje słabe strony, zaczął na nowo:
— Pomyśl sam co to będzie za doskonały kawał, co za zabawna rzecz do opowiadania. W całej armii będą mówili o tem. Zrobi ci to niebywałą reputacyę.
Wahałem się, kusiło mię jednak do tej awantury. On dalej nalegał:
— No, a zatem mój drogi Garens? Ty jesteś dowódcą oddziału, tobie jednemu przystoi udać, się do przełożonego kościoła tej okolicy. Proszę cię, idź. Obiecuję ci, że po wojnie, całą tę rzecz opiszę wierszem w Revue des Deux Mondes. Należy się to od ciebie twoim ludziom. Od miesiąca maszerują z tobą.
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.