— Macie słuszność mój przyjacielu i z przyjemnością przyjmuję wasze zaproszenie.
Zawołał:
— Hermancyo!
Zjawiła się stara, pomarszczona i pokręcona wieśniaczka i zapytała:
— Hę? A co tam?
— Nie będę dziś w domu na kolacyi.
— A gdzież to jegomościu będziecie jedli?
— Z panami huzarami.
Miałem ochotę powiedzieć, żeby przyprowadził tę wiedźmę, już dlatego samego, żeby zobaczyć minę Marchas. Nie śmiałem jednak.
Natomiast zapytałem:
— Czy pomiędzy parafianami pozostałymi w wiosce niema nikogo z mężczyzn lub z kobiet kogo mógłbym także zaprosić?
Wahał się chwilę, namyślał i oświadczył:
— Nie, nikogo!
Nalegałem:
— Nikogo! Ależ poszukajno, księże proboszczu! Byłoby to bardzo elegancko, gdybyśmy mieli damy. Już ja się rozumiem na przyjęciach! Czy ja wiem kogo? Może piekarza z żoną, może sklepikarza, może... może... zegarmistrza... może... podróżnika... może... aptekarza z panią aptekarzową... Mamy doskonałą ucztę, z winem, bylibyśmy zachwyceni gdybyśmy mogli zostawić po sobie tutaj dobre wspomnienie.
Ksiądz myślał jeszcze chwilę, poczem odrzekł stanowczo:
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.