— Nie, nikogo.
Zacząłem się śmiać:
— A to dalipan księże proboszczu przykra rzecz żeby nie mieć królowej w dzień Trzech Króli. No, no księżuniu, poszukaj! Cóż to, czy niema wójta żonatego, żonatego assystenta, jakiego radnego żonatego, ostatecznie przedsiębiorcy?
— Nie, wszystkie kobiety wyjechały.
— Ale, cóż znowu; jakto, to niema w całej okolicy ani jednej dzielnej mieszczanki z mężem, której moglibyśmy zrobić tę przyjemność, gdyż byłaby to przyjemność dla nich, i to wielka, w obecnych okolicznościach?
Nagle proboszcz zaczął się śmiać, aż się trząsł cały i zawołał:
— Ach! Ach! Już mam, Jezus Marya, już mam! Ach! Ach! Będziemy się zaśmiewać moje dzieci, a to się ubawimy. I one będą bardzo zadowolone, ach! ach!.... Gdzież to stoicie?
Opisałem mu dom naszej kwatery. On zrozumiał:
— Dobrze. To jest posiadłość Bertin-Lavalle. W pół godziny przybędę z czterema damami!! Ach! ach! z czterema damami!!...
Razem ze mną wyszedł, śmiejąc się ciągle i pożegnał się, zapewniając:
— A zatem, za pół godziny, dom Bertin-Lavalle.
Zdziwiony, zaintrygowany bardzo, wracałem.
— Ile nakryć? Zapytał Marchas, spostrzegając mnie.
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.