— Jestto matka Jean-Jean, sześćdziesiątsiedm lat mająca. Nie wyglądałaby wcale na to, gdyby nie to, że poparzoną była w pożarze, i prawą nogę ma w połowie spaloną.
Wskazała nam wreszcie trzecią, pewnego rodzaju idyotkę, z wyłupiałemi oczyma, które obracały się na wszystkie strony, duże i głupie:
— To jest matka Pitois, niespełna rozumu. Ma tylko lat czterdzieści cztery.
Ukłoniłem się trzem kobietom jak gdybym został przedstawionym księżniczkom i zwracając się do proboszcza:
— Jesteś księże proboszczu, nieocenionym. Wszyscy tutaj jesteśmy ci niewymownie wdzięczni.
Wszyscy w istocie śmiali się, z wyjątkiem Marchas, który wydawał się wściekły.
— Proszę siostry Saint-Benoit, kolacya na stole, zawołał nagle Karol Massouligny.
W pierwszą parę przeszła do jadalni siostra z proboszczem, ja zaś podniosłem matkę Paumelle i nie bez trudu ciągnąłem ją pod ramię, gdyż jej rozdęty brzuch wydawał się cięższym jak żelazo.
Wielki Pouderel podźwignął matkę Jean-Jean, która jęcząc oglądała się za swojem szczudłem. Mały zaś Józef Herbou prowadził idyotkę do jadalni, przepełnionej zapachem mięsiwa.
Gdyśmy usiedli na swoich miejscach, siostra klasnęła trzy razy w ręce i wszystkie cztery kobiety z dokładnością żołnierzy prezentujących
Strona:Guy de Maupassant-Wybór pism (1914).djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.