Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

go i trafić ponownie na ślad. Teraz atoli znalazł się w zupełnem ciemku i mógł kląć tylko.
Nie mogąc zdać relacji, dokąd się udał Mitchel, spróbował przynajmniej stwierdzić kiedy wróci, a czas jego nieobecności dałby, jak sądził, Barnesowi cenną wskazówkę. Dlatego zajął ponownie stanowisko przed hotelem, zasięgnąwszy w biurze telefoniczną informację, że Barnes pojechał do Bostonu po Pettingilla. O siódmej, gdy cierpliwość Wilsona wyczerpała się, wpadło mu na myśl, że przecież Mitchel kupił bilety do teatru „Kasino”. Był to daleko lepszy punkt obserwacyjny, chociaż nie wiedział czy bilety opiewały na ten właśnie wieczór. Żywiąc tę nikłą nadzieję, pojechał na górną część miasta i stanął tak, że mógł widzieć wszystkich wchodzących. Dziesięć minut po ósmej doszedł do wniosku, że trud jego jest daremny, gdy nagle zajechał pojazd — ku wielkiej uldze swojej zobaczył Mitchela, pomagającego wysiąść ubranej wykwintnie damie. Wilson przysposobił się na wszelki wypadek kupując bilet wstępu i wszedł za tą parą, zdecydowany nie spuścić już z oka swego klienta.
Gdy skończono operę, łatwo mu przyszło śledzić oboje, gdyż dama odmówiła jazdy powozem. Wilson zdumiał się widząc, że śledzona para znikła w tym samym domu czynszowym, do którego tropił Różę Mitchel. Uspokoiło go wielce, iż ma dwa ptaszki w jednym gołębniku i wyciągnął stąd wniosek, że istnieje pomiędzy nimi pewien związek. Uciekający Mitchel udał się prawdopodobnie do tego właśnie domu. Tak przynajmniej sądził sprytny wywiadowca.
Wilson czekał mniej więcej godzinę, gdy nagle usłyszał przeraźliwy krzyk. Nie mógł wymiarkować, czy dolatuje z domu obserwowanego, czy