— Oczywiście, Roy! — rzekła, opuszczając pierwszą sylabę imienia Leroy, by go móc zwać „roy”, czyli królem, niepostrzeżenie dla wszystkich.
Natychmiast niemal, rozbrzmiał dzwonek i wprowadzono Barnesa. Mitchel przedstawił go obu pannom, potem zwrócił się do Dory, by detektyw mógł swobodnie rozmawiać z Emilją. Po chwili podeszli oboje do okna, a Barnes skorzystał ze sposobności.
— Przepraszam bardzo, miss Remsen, że obserwuję tak pilnie wspaniałą broszkę pani, ale jestem zbieraczem i sądzę, że mnie to wytłumaczy. Dzisiaj nie docenia się należycie kamei, mimo że cięcie takiego przedmiotu wymaga wielkiej zręczności.
— Jestem tego samego co pan zdania, panie Barnes, i nie mam wcale za złe, że pan podziwiasz broszkę moją.
Rzekłszy to, odpięła kameę i podała mu. Była zupełnie podobna do guzików Mitchela, tylko miała oprawę z brylantów i ozdobiona profilem Szekspira.
— Zdziwi pana, zapewne, że pierwotnie był to zwykły guzik.
— Guzik, możliwe, ale nie zwykły! — odparł z dobrze udanem zdziwieniem.
— To prawda. Wiadomo panu może, iż jestem zaręczona z przyjacielem pańskim?
Barnes potwierdził, kłaniając się.
— Niedługo po zaręczynach naszych, odbyłam podróż do Europy. Tam napotkałam jubilera, który ciął prześliczne kameje i to mnie skłoniło do zamówienia garnituru.
— Czy wszystkie były takie jak ta broszka?
— Podobne, ale nie takie same. Ta ma na sobie profil Szekspira, tamte zaś Romea i Julji.
Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.