by go wystawił. O ile wiem fotografowano go i możliwe, że snycerz użył mego profilu za wzór.
Było to wielce pomysłowe, ale nie mogło przekonać Barnesa, który uznał za mało prawdopodobne, by twórca kamei użył portretu, nazwał klejnot Julją i zrobił zeń wkońcu guzik. Widocznem dlań było, że młoda kobieta wymyśliła jako tako możliwą odpowiedź na pytanie, które Mitchel usunął wprost. By atoli nie wzbudzać podejrzenia, że nie wierzy, odparł spiesznie:
— To bardzo możliwe. I rzeczywiście, nie sposób było znaleźć lepszego pierwowzoru.
— Mr. Barnes — powiedziała — przed chwilą, w przekonaniu, że zgubiłam guzik, ofiarowałeś mi pan swój. Nie powinnabym przyjmować podarków od człowieka, którego ma zaszczyt znać tak niedawno dopiero, ale ponieważ jesteś pan przyjacielem Mr. Mitchela, a nie radabym zostawiać w obcych rękach portretu swego, przyjmuję z wdzięcznością ofertę pańską.
Był to zwrot zgoła niespodziany. Detektyw wręczył jej guzik, pewny odpowiedzi odmownej, gdyż przyjmując przyznałaby tem samem, że go zgubiła i że garnitur składał się z ośmiu sztuk. Teraz zaś wydało się, iż chce go pozbawić ważnego przedmiotu dowodowego.
Wahał się co czynić, gdy podszedł do nich Mitchel.
— Jakże sądzisz, Emiljo, wszak Mr. Barnes jest interesujący?
— Mr. Barnes jest niezmiernie miły i uprzejmy. Oto popatrz, jaki mi złożył podarek! — rzekłszy to, podała guzik narzeczonemu, a Barnes zauważył, jak mu się wydało, na twarzy Mitchela przelotny uśmiech triumfu.
— Dumny jestem z ciebie, Emiljo. Gdziekolwiek się pokażesz, zbierasz hołdy. Mr. Barnes
Strona:Guzik z kamei (Rodriques Ottolengui).djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.